sobota, 7 marca 2015

Orzechowski #pet #dog #swag #one and only #my lov #Peanut



Kocham go.
Leniwego Pana zwanego Orzechem, Orzkiem, Orzechowskim, Fifim, Peanutem, Piratem, Szpinakiem, Pinetem.
Jest najlepszy, najsłodszy, mały spryciarz, próbuje wszystko zrozumieć, śpiewa, zna milion sztuczek, przewraca się kiedy układam palce w pistolet, kieruje w jego stronę, i mówię BANG BANG ! 
(real dead, this shit is real !)
Pozuje do zdjęć. 
Jak nikt dobiera mi mięso do pizzy kiedy nikt nie widzi.


Przekrzywia główkę kiedy do niego mówię.
Śpimy razem na hamakach.


Ze wszystkich możliwych cech charakteru ma tylko jedną, jest uparty jak osioł.
Zawsze cieszy się kiedy wracam do domu.
Potrafi spać rano do 11. 


Kiedy jest głodny przesuwa miskę w moją stronę dając mi znak, że mam natychmiast napełniać.
Ćwiczy psią jogę.
Łamie kręgosłup.


Robi te wszystkie świetne rzeczy, i właściwie jest idealny.

Ale dlaczego, do cholery, chce wychodzić zawsze po 12 w nocy !

Ps. Pozdrawiam Panów Ochroniarzy z mojego apartamentowca, kilka dni temu wracając z Orzkiem w nocy zadzwoniłam, żeby otworzyli drzwi, a odpowiedz zwrotna brzmiała: "Dobranoc Orzeszku".
Szanują mnie.


Dzień pierwszy. #pole dance #dieta #synthetic food #food porn #vege #vegan

                                                 
 Oto i on.
 Długo wyczekiwany, z rosnącym niepokojem, jak poród po terminie, jak wiosna w lutym, jak hajs z pierwszej komunii.
  Soylent, soylencik, soylenciwo.


  Zamówiłam 7 paczek, na cały tydzień, w 5 różnych smakach (wanilia, czekolada, owoce leśne, truskawka i banan).
  Paczka na jeden dzień, dość pokaźnych rozmiarów, zawiera w sobie 2003 kcal.
  Postanowiłam, że dziennie będę spożywać 1000 kcal wraz z Soylentem, oraz 500 kcal w normalnym posiłku, o ile będę mieć na taki ochotę. Głównie dlatego, że mam jeszcze trochę jedzenia w lodówce, a nie cierpię go wyrzucać.
  Jednodniowa paczka Soylentu przy 2003 kcal zawiera w sobie 255g węglowodanów, 132 g protein i 50 g tłuszczu.
Przy założeniu, że będę zjadać pół paczki dziennie, moja przygoda z Soylentem przedłuży się o kolejny tydzień, a dodatkowo będę musiała suplementować białko, około 35 gram dziennie (moje zapotrzebowanie to około 100g) przy czym mogę to zrobić w tym jednym dodatkowym posiłku, bądź klasycznie dorzucając białko syntetyczne.

                                                                  

Pobudka o 8 rano.


Bo czy temu zezowi można odmówić?


8:30 ( śniadanie)- po spacerze z Panem Orzechem na śniadanie na ruszt zarzuciłam 100 ml Soylentu, wraz z mlekiem sojowym (200 ml-78 kcal- 6g białka) eleganko wymieszanego za pomocą firmowego shaker'a, który jak większość plastikowych nie przecieka, i radzi sobie naprawdę dobrze (fuck, powinni mi zacząć płacić za tę reklamę)
  Owoce leśne z mlekiem sojowym łączą się idealnie, uczucie sytości pojawia się tuż po wypiciu, a smak mi osobiście bardzo podchodzi.
Przygotowanie śniadania zajęło mi jakieś 5 minut, pozostało 30 minut na poranny chilling z małą czarną.


11:00 (II śniadanie)- z niecierpliwością wyczekiwałam II śniadania, bo smak Soylentu bardzo pasuje moim kubkom smakowym- ciekawe co powiem po dwóch tygodniach. 
  Tutaj znowu 100 ml Soylentu i 200 ml mleka sojowego zaspokoiło mój głód.
  Czuję się naprawdę dobrze, właściwie nie myślę o normalnym jedzeniu. Łapie się na tym, że po każdej myśli nt. gotowania przychodzi dająca uczucie spokoju myśl, że przecież wystarczy wymieszać proszek :D
  Kuchnia i lodówka zapewne każdego dnia będą coraz bardziej sterylne. Chcę dojść do momentu w którym w mojej lodówce będzie tylko woda kokosowa, mleko sojowe/migdałowe/orzechowe, woda, limonki i światło.

13:30 (obiad)-  przed treningiem pole dance postanowiłam zjeść coś normalnego. Dwie parówki sojowe, mini bułeczka i moje fatalne uzależnienie, woda kokosowa. Fatalne- bo drogie. Poza tym małym felerkiem picie tejże poprawia mi nastrój, bo jest pyszna i stan skóry, bo nawadnia od wewnątrz. Mój ulubiony, naturalny izotonik.


   Na treningu pole dane czułam się wyśmienicie, mam dużo energii i czuje się lekko, zapewne dlatego, że mój organizm przyswaja właściwie wszystkie składniki odżywcze jakie mu dostarczam. 
  Czułam się wyśmienicie, ale tańczyłam jak ostatnia łamaga, długie przerwy powodują, że wracasz na rurę jak skrzyżowanie Pokraka z Quasimodem i córką Frankensteina. Dramat. Jeszcze przez długi czas nie zrobię pokazu żadnemu facetowi, no chyba, że będę chciała się go pozbyć.


16:00 (podwieczorek)- po treningu przyszalałam i wypiłam 150 ml Soylentu na 250 ml mleka sojowego. Lubię życie na krawędzi !


18:30 (kolacja)- wciąż czuję się najedzona, dlatego wypijam tylko 50 ml Soylentu i 100 ml mleka migdałowego (jest dużo lżejsze niż sojowe, i ma zdecydowanie mniej kcal- 24 na 100 ml). 
   Biorąc pod uwagę fakt, że dziś już nie będę nic jeść można się spokojnie pokusić o podsumowanie dnia.

Kaloryczność posiłków:
400 ml Soylentu, ok. pół paczki - 1000 kcal
450 ml mleka sojowego-  253 kcal
100 ml mleka migdałowego- 24 kcal
2 parówki sojowe- 183 kcal
bułka- ok. 104 kcal
musztarda- ok.10 kcal
ketchup- ok. 14 kcal
woda kokosowa 250 ml- 76 kcal
  W sumie 1664 kcal, obstawiam, że na tańcu na rurze spaliłam jakieś 150 do 200 kcal, więc bilans energetyczny zachowany.
Samopoczucie bardzo dobre, zwłaszcza, że Soylent jak na razie rzeczywiście mi smakuje.

   Do tej pory zetknęłam się tylko z dwoma negatywnymi  komentarzami nt. tego sposobu odżywiania. Śmieszy fakt, że dwa od osób kompletnie nie dbających o swoje ciało, z dużą nadwagą i chorobami cywilizacyjnymi. Najgłośniej krzyczą obrońcy schaboszczaka smażonego na dużej ilości oleju i ziemniaków z masłem, albo skwarkami. I śmietana, dużo śmietany, sera, a wszystko popite coca colą :)
   Cieszy natomiast fakt, że po wrzuceniu postu nt. Soylentu na Facebooku wszyscy moi znajomi, oprócz jednej wspomnianej wyżej osoby zainteresowani tematem, otwarci, ciekawi nowych rzeczy, dopytujący. Między innymi dla Was właśnie piszę, i ciesze się, że otaczają mnie tacy ludzie.

Greetings !


PS. Mama po przeczytaniu powiedziała, że muszę zmienić kolor paznokci....

Życie na Soylencie

Ja, Emilia.
158 cm wzrostu.
56 kg czarnej złośnicy.
Pracuje, podróżuję, dużo czytam, selekcjonuje znajomości, jak nikt znam internety, chodzące źródło informacji na każdy najgłupszy i najdziwniejszy temat, pasjonatka gotowania, solidaryzująca się w weganami, jednak nie weganka. Miłośniczka tatuaży, rozmów do bladego świtu, dobrego techno, złośliwych komentarzy, otwartych umysłów i wody kokosowej.
Od niedawna żyjąca z Panem Orzechem, pluszakowatym czworonogiem, w Warszawie.
Kobieca kobieta z duszą wojownika, ćwicząca muaythai, raczkująca w submission i mma, tańcu na rurze, biegam, saunuje i kocham dbać o ciało i umysł.
Do tej pory moja dieta opierała się na owocach, warzywach, kaszach oraz nasionach. Około 1500 kcal, w proporcjach 30% białka, 15% tłuszczy, 55% węglowodanów. Żeby to osiągać na diecie wegańskiej suplementowałam białko z brązowego ryżu, konopii, grochu, soji. Dodatkowo suplementowałam wszystkie witamini i minerały, w szczególności B12 i D zimą, oraz BCAA do wspomagania regeneracji potreningowej.
Oto ja, w bardzo dużym skrócie JA.
Do pisania bloga zabrałam się tylko z jednego powodu. 
Otóż od dziś rozpoczynam moją przygodę z Soylentem. 
Krótko o Soylencie i jego założeniach:
Soylent to syntetyczny substytut pożywienia, dopuszczony do obrotu przez amerykańską agencję ds. żywienia. W bardzo dużym skrócie proszek ten posiada wszystkie składniki odżywcze, mineralne oraz witaminy potrzebne mojemu organizmowi do funkcjonowania. Wystarczy rozrobić go z woda/mlekiem i wypić a nasze uczucie głodu zostanie zaspokojone.
A więc czas start, zobaczmy jak Soylent sprawdza się w codziennym życiu, i co powie moje ciało po tygodniu na diecie półpłynnej.