środa, 25 marca 2015

Osiemnaście. #cats #pee #spring #noweroshki #new #shoes #happiness

Dzień zapowiadał się znakomicie.
Od pierwszej porannej kawki czekałam niecierpliwie na dostawę  nowych wiosennych bucików. Nawet pod prysznic szłam z telefonem, żeby nie przegapić momentu.
Finalnie o 14:21 zadzwonili z portierni, że kurier już jedzie windą.
Cała w skowronkach zamknęłam Orzecha w garderobie, żeby nie obskakiwał. Otwieram Panu drzwi, a zamiast "dzień dobry" dostaje:
"Coś takiego tu mam!"- wepchnął mi paczkę w ręce.
"Czuła Pani jak w tej windzie jebie kotami!! Jebie kurwa, że wytrzymać się nie da!! Ja bym to wszystko kurwa wypruł, tak napierdala, że człowiek nie może oddychać. Powypruwałbym te zdechlaki"
Bez chwili zawahania wypieprzyłam skurwielowi fronta w czoło, a kiedy leciał do tyłu jeszcze raz.
"Bezbronne kotki"- stękałam pod nosem wciągając bezwładne cielsko do domu.
W chwilach takich jak ta dziękowałam buddzie i szatanowi, że amerykańskie małżeństwo mieszkające drzwi obok, wychodzi o 7 rano do pracy, a  para naszych drzwi jest odgrodzona od wind i klatki schodowej dodatkowym zamykanym korytarzykiem, chroniącym nas przed hałasem.
"Ja ci dam bezbronne kotki, skurwysynu niedorobiony"- mówiłam pod nosem, związując łapiącego kontakt z rzeczywistością kuriera, i wpychając mu potreningową skarpetę do ryja.

                          .  .  .

Pamiętam jak dziś, kiedy M. przyniósł mi w prezencie komplet noży do kuchni, żeby się lepiej gotowało. Już podczas pierwszego użycia, krojąc pomidorki koktajlowe, i w międzyczasie opowiadając mu jak minął mi dzień, z naturalna dla  mnie gestykulacją, z góry ciachnęłam palec wskazujący, i zanim zabolało, z podłużnej rany wyciekła strużka krwi.
"Wreszcie przydadzą się do mięsa"- pomyślałam, wybierając mały do sera, i drugi podłużny do filetowania.
Pan od wypruwania kotów chyba załapał o co toczy się gra, bo zaczął wić się na podłodze niczym piskorz, i wydawać przez skarpetę dźwięki "yyyy", "yyyyyyaaaa", "hhhhrrrrr", uciszyłam padlinę kopniakiem w głowę. Nie stracił przytomności, ale przynajmniej zamknął mordę.
"A teraz maleńki powypruwam cie tak, jak ty chciałeś wypruć kotki, i sprawdzimy, czy twój mocz nie śmierdzi"- w momencie gdy to powiedziałam na jego spodniach powstała mokra plama.
Jebany, że też akurat teraz, kiedy nie mam sprzątaczki.
Szybkie rozcięcie ciuchów nożyczkami nie zajęło więcej niż 30 sekund, a znów musiałam uciszać troglodytę przystawiając mu nóż do filetowania do gałki ocznej. No tacy, to się niczego nie uczą za pierwszym razem.
Sprawnym ruchem, małym nożykiem do serka, przejechałam od gardła do paska spodni, a skóra rozlazła się, jakby chciała zrobić literę "O" i coś mi tym przekazać. 
Skurwiel przez cały czas kwilił, patrzył na mnie wielkimi z przerażenia oczami i coś mamrotał przez skarpetę, ale nie bardzo wiedziałam co, i niewiele mnie to obchodziło.
"No i widzisz kochany, następnym razem poważnie zastanowisz się nad tym co gadasz, bo ktoś może ci zrobić darm
owy pokaz obrazujący twoje przedziwne pragnienia w stosunku do zwierząt. No tym razem naprawdę źle trafiłeś. Z drugiej strony ciesz się, że nie jesteś zoofilem. Choć i tak ostatecznie skończyłbyś tak samo"- uskuteczniałam pogadankę, jednocześnie grzebiąc mu w bebechach, i szukając jelit. Z nosa ciekła mu krew wsiąkając w skarpetę. A może z ust. Ciężko stwierdzić.
"I jak się bawisz? Jak performance?"- wreszcie znalazłam w tej śmierdzącej, gorącej kupie mięsa to, o co mi chodziło. Gość miał taki rzut adrenaliny, ze aż podskakiwał w drgawkach, ciekawe czy coś czuł. 
Złapałam lewą ręką jelito, i nakręcałam je na prawą, jak linę na jachcie, jednocześnie edukując pana, ze jelit ma w brzuchu około 8 metrów.
W najlepszym momencie zabawy pierdolec zemdlał. Wyrwałam kichy, włożyłam z powrotem do środka, a nożykiem do serka poodcinałam kabelki od serca.
No to po imprezce. Rozczarowana ciągnęłam ten wór mięsa, aż na dach apartamentowca. 
W najlepszym wypadku znajdą go za jakiś miesiąc, kiedy zacznie niewyobrażalnie śmierdzieć na słońcu.
"Pewnie nawet gorzej, niż koci mocz"- przygarbiłam się, i cicho zachichotałam zakrywając usta zakrwawioną dłonią, i zamykając właz na dach.
Kto połączy jego śmierć z małą, filigranową, poważną panią dyrektor, spokojną, zrównoważoną osobą z małym pieskiem. Skąd ta mała osóbka miałaby tyle siły żeby zatargać dużego martwego chłopa na samą górę.

                           .  .  .

Jednorazowe, wilgotne chusteczki z Biedry, mają to do siebie, że zmywają wszystko w mgnieniu oka. Ogarnęłam szybciutko schody na dach, schody na klatce, pod prysznicem zmyłam z siebie resztki krwi i flaków po tym niefortunnym spotkaniu, założyłam drugi dresik, i wreszcie byłam gotowa do mierzenia nowych butków.


Czyż nie są piękne?

                           .  .  .

Wszystko to zrobiłam niestety w myślach, bo w rzeczywistości zamknęłam mu tylko drzwi przed nosem, kwitując spotkanie słowem "pojeb".
Świat pełen jest idiotów.
No czuję wiosnę, nie mogę powiedzieć, że nie.