środa, 18 marca 2015

Ilewen. #śmierć #samobójstwo #samotność w sieci #suicide #mustache #Conchita

Karcia dziś nas zostawiła.
Orzech nie chce wstać z łóżka. Mówi, że będzie leżał, nie będzie jadł, nie chce na dwór, i pieprzy życie.
Musze posprzątać wszystkie pułapki jakie na nią zastawiłam, nawet pastę do zębów na klamkach, i pinezki w kapciach.
Cztery szoty wody kokosowej, i śniadaniową dawkę Soylentu później, byłam gotowa do działania.
Orzech dalej naginał bunt w moim łóżku, wierzgając nogami, i co chwile głośno płacząc.

Macie takie dni, że jedyne co chcecie zrobić to podcinanie żył tępą łyżką do zupy?
Że od rana wiecie,że wszystko będzie nie tak?
Że zamiast wypić poranną kawkę, wylewacie całą na nową koszulę, potykając się o własne nogi?
Że pod prysznicem zaliczacie ślizg, na nakładanej wczoraj na ciało oliwce, ledwo uchodząc z życiem?
Że wasz ryj od momentu wstania wygląda, jakby spadła na niego rosyjska atomówka?
Że noszone jeszcze tydzień temu spodnie, za nic nie chcą wejść  wam dziś na dupę?
Że mleko sojowe, w drugiej zrobionej kawie warzy się tak, że do picia dostajecie czarną kawę, z lanymi sojowymi kluskami?
Że wkurwia was dosłownie wszystko, i kiedy powoli mieszacie strychnine z cyjankiem, co pięć sekund na fejsiku odzywa się dawno nie widziany znajomek, z pytaniem "co słychać"?
Takie dni, kiedy na umówione spotkania przyjeżdżacie dwie godziny za wcześnie,a spotkanie jest w pobliżu niczego?
Że świat śmieje wam się w twarz za każdym rogiem?
Że na ważnym spotkaniu, przez godzinę uśmiechacie się promiennie, mając czerwoną szminkę na zębach? 
Że po powrocie do domu zastajecie faceta z którym się spotykacie, w waszym łóżku, z  waszą najlepszą koleżanką i psem? 
Że wszystkie łyknięte apapy świata, do popełnienia samobójstwa nie klepią, a tylko przestaje was boleć głowa?
Takie dni, że na treningu robicie wszystko jak ostatnia łamaga, a wracając i pisząc na messengerku włazicie z całym impetem na betonowy wystający słup, tak mocno, że musicie zbierać z niego  pokruszone kolano?
Że macie ochotę wstrzyknąć sobie cała heroinę, i marihuanen świata?
Dni  w których najlepszą rozrywką jest oglądanie "domu nad rozlewiskiem" i połykanie valium, zamiast chipsów na przegryzkę?
Dni w których chcąc się uśmiercić przez pół dnia chodzicie po lesie, i zjadacie wszystkie wilcze jagody, a później okazuje się, że to normalne?
Że sprzątając gówno swojego psa niechcący sprzątacie inne gówno, a poznajecie po tym, że jest zimne?
Że nadjeżdżający pociąg, tramwaj i metro wołają "skacz, skacz, skacz"?
Że pół dnia przygotowujecie pętle do powieszenia w pobliskim lasku, a gdy przychodzi co do czego, łamie się pod wami gałąź?
Że przed samobójstwem dzwonicie do znajomych i rodziny, w ostatnim krzyku rozpaczy, a każdy już jest tak przyzwyczajony do waszego gadania o śmierci, że biorą to za dobry żart, śmieją się i rozłączają?
Że nie śmieszy was nawet dodawanie sobie wąsa na selfie?


Macie takie dni?!
No to współczuje, bo ja nigdy.

I wciąż mnie to śmieszy, nie wiem dlaczego, ale kto zrozumie wariata.