poniedziałek, 16 marca 2015

Dziewiąty. #sisters #sic! #yoga #french toasts #sauna #hot #swag life

Pisałam już, że kocham Soylent?
Czekoladowe mleko owsiane, i waniliowy Soy to połączenie idealne.
Zwłaszcza, kiedy śpi u Ciebie siostra, a pobudka to wiersz:
"Jakie Ty masz zimne uszy!
zimny pies! zimny pies!
zimna wojna!
yes yes yes!"
Miałam nadzieję, że to jakiś bad trip, bo po czymś takim naprawdę ciężko się obudzić, ale musiałam podjąć wyzwanie, wstać, i sprawić, żeby chociaż reszta naszego dnia była normalna.
Kiedy wyszłam z sypialni Karcia i Orzech ćwiczyli jogę, w pozycji "pies z głową do dołu".
A na pytanie, czy dobrze się czują, odwarknęli, żebym zamknęła mordę, bo naprawiają Karci kręgosłup.
Widać w tej rodzinie nigdy nie będzie normalnie.

Oczywiście jak na kobietę przystało, rozpłakałam się, i wybiegłam szybko do sypialni, ukradkiem ocierając łzy.
Leżąc z chlipawką (to ten stan kiedy kobieta nie może powiedzieć o co jej chodzi, bo zanosi się od płaczu, od normalnego stanu różni się tylko tym, że w normalnym kobieta po prostu nie płacze) wymyśliłam sobie, że jest tylko jedna rzecz, która może poprawić mi humor.

Tak więc moim mili czas na jakiś przepis, do zakładki "gary" (pozdro Puculi).
Jeśli jesteś "nie mieszczącym się w ciasnych horyzontach, zaściankowych bolków, dziwolągiem, nie jedzącym produktów odzwierzęcych" tak jak ja, i tęsknisz za tostami francuskimi, postaram się sprawić, żebyś przestał spędzać noce ,wyjąc do księżyca, powtarzając w kółko "french toasts, french toasts, french toasts" trzęsąc się w kącie w pozycji embrionalnej.
Będą potrzebne:
* dowolny pieczyw
* silken tofu (ok 150 g)
* mleko sojowe niesłodzone
* płatki drożdżowe (2 małe łyżeczki)
* ząbek czosnku
* czarna sól (nie biała, nie różowa) mała, płaska łyżeczka
* duża łyżka stołowa mąki
* olej kokosowy, lub dowolny olej do smażenia, dodatkowo dodajemy do ciasta odrobinę oleju
* pieprz

Wykon moi mili jest bardzo prosty.
Bierzemy kogoś bez otyłości, ten ktoś blenduje wszystkie składniki poza pieczywem, na rzadkie ciasto naleśnikowe.
Pieczyw kroimy na cienkie kromki, maczamy (fucking hell jak ja nienawidzę tego słowa) w zblendowanym cieście, i smażymy.
Oto pierwszy, po którym chciałam rzucić patelnią, iść do seminarium i zostać księdzem- przerabiam to za każdym razem, kiedy coś mi się nie udaje.


I kolejne. W tych doszłam do wniosku, że w cieście brakuję mąki. Wy macie powyżej pełny przepis, bez tego pierwszego wkurwiacza, więc wszystko powinno wyjść Wam idealnie. 



Co robimy dalej chyba nie muszę tłumaczyć.
A jeśli komuś muszę, niech ta osoba natychmiast przestanie czytać mojego bloga.

Żeby nie było, że pozwalam sobie na takie kulinarne ekscesy bez powodu. Dziś przez 130 minut napiżdżałam muaythai, więc mi wolno. 
Nie ma, że boli. Nie ma, że obżarstwo za darmo. W życiu nie ma nic za darmo, a jeśli ktoś myśli inaczej, niech ta osoba natychmiast przestanie czytać mojego bloga.
Najfajniejszą chwilą na treningu było obserwowanie mojej siostry przy aerobach ze skakankami, miałam nadzieję, że wybuchnie jej żyła, a później łeb, sapała jak siedemnastoletni buldog, ale trener wyjątkowo był wyrozumiały, i zrobił 4 serie zamiast 6. Wszystko nie tak.



No cóż, nie ten to inny sposób, w końcu uda mi się ją wykończyć.
Wkurwia mnie, że jest młodsza, i ładniejsza.
Pomyślałam, że wieczorem zniszczę ją na saunie, kiedy pokażę jej znienacka moje spocone nagie cielsko w dziwnych konfiguracjach, i tańcu z ręcznikiem. Po takim pokazie nikt już nie był nigdy więcej sobą.

Moja kochana czekała na mnie cały dzień. 



Już miałam robić mega szoł z machaniem ręcznikiem, i dzikimi indiańskimi okrzykami, ale spojrzałam w lewo, a tam dwa wieloryby, które nie dość, że zajęły moje ulubione miejsce, to jeszcze siedziały jak trusie w jednoczęściowych strojach kąpielowych. 
Czizas fuck, to się dzieje ?!
Z wdziękiem i gracją pieprznęłam się nago na ręczniku. Karcia tez, ale o wykańczaniu jej pokazem nie mogło być mowy.
No nic mnie bardziej nie wkurwia, niż ludzie w strojach kąpielowych na saunie, no chyba nic. Zwłaszcza jednoczęściowych. 
Bardziej wkurwiają mnie tylko ludzie, w strojach jednoczęściowych, gadający na saunie. 
Kultura saunowania w Polsce to jak na razie żenada.
Po co one, te kobiety siedzą zapocone w tych przyklejających się do skóry tekstyliach?! Jaki sens?! Sauna to nie jest obita deskami klitka, w której jest po prostu gorąco.
Po pierwsze, do sauny wchodzimy nago, skóra oddycha, ciało nagrzewa się równomiernie, przez co sprawnie usuwa toksyny. No chyba, że chcesz po trzech pełnych kąpielach saunowych wyglądać jak zafoliowany baleron z oparzoną skórką, i w dupie masz zdrowotne właściwości. Wtedy właź w tym stroju, załóż jeszcze wełniany golf i legginsy, i siedź w kącie, aż się przewrócisz z odwodnienia.
Po drugie,  na miłość boską, to samo spotykam na treningach, siłowni, i basenach. Kobiety! Zmyjcie z twarzy tapetę! Nie ma nic lepszego do obserwowania, niż laska po godzinnym treningu, z makijażem spływającym aż po cycki. Ta zasada dotyczy wszystkich miejsc, w których Wasza skóra się poci. W przeciwnym razie wyglądacie jak prostytutka po orgii zbiorowej.
Po trzecie, nie opowiadaj koleżance w saunie dlaczego Marcin i Anka się rozstali, jak Krzysiek dzwonił do Ciebie w nocy najebany, i jakie zrobisz zakupy za chwile w Biedronce. Innych saunowiczów gówno to obchodzi. Zachowaj ciszę, do sauny przyjdź się zrelaksować, dać odpocząc swojemu cielsku, swojej jadaczce też.
Po czwarte, przed sauną i pomiędzy kąpielami saunowymi bierzemy prysznic.

Pozdrawiam, Emilia Boska, ta, która wszystko wie najlepiej.
Ps. Jeśli ktoś saunuje w jednoczęściowym stroju kąpielowym, i golfie, niech natychmiast przestanie czytać mojego bloga.