Ja, Emilia.
158 cm wzrostu.
56 kg czarnej złośnicy.
Pracuje, podróżuję, dużo czytam, selekcjonuje znajomości, jak nikt znam internety, chodzące źródło informacji na każdy najgłupszy i najdziwniejszy temat, pasjonatka gotowania, solidaryzująca się w weganami, jednak nie weganka. Miłośniczka tatuaży, rozmów do bladego świtu, dobrego techno, złośliwych komentarzy, otwartych umysłów i wody kokosowej.
Od niedawna żyjąca z Panem Orzechem, pluszakowatym czworonogiem, w Warszawie.
Kobieca kobieta z duszą wojownika, ćwicząca muaythai, raczkująca w submission i mma, tańcu na rurze, biegam, saunuje i kocham dbać o ciało i umysł.
Do tej pory moja dieta opierała się na owocach, warzywach, kaszach oraz nasionach. Około 1500 kcal, w proporcjach 30% białka, 15% tłuszczy, 55% węglowodanów. Żeby to osiągać na diecie wegańskiej suplementowałam białko z brązowego ryżu, konopii, grochu, soji. Dodatkowo suplementowałam wszystkie witamini i minerały, w szczególności B12 i D zimą, oraz BCAA do wspomagania regeneracji potreningowej.
Oto ja, w bardzo dużym skrócie JA.
Do pisania bloga zabrałam się tylko z jednego powodu.
Otóż od dziś rozpoczynam moją przygodę z Soylentem.
Krótko o Soylencie i jego założeniach:
Soylent to syntetyczny substytut pożywienia, dopuszczony do obrotu przez amerykańską agencję ds. żywienia. W bardzo dużym skrócie proszek ten posiada wszystkie składniki odżywcze, mineralne oraz witaminy potrzebne mojemu organizmowi do funkcjonowania. Wystarczy rozrobić go z woda/mlekiem i wypić a nasze uczucie głodu zostanie zaspokojone.
A więc czas start, zobaczmy jak Soylent sprawdza się w codziennym życiu, i co powie moje ciało po tygodniu na diecie półpłynnej.
158 cm wzrostu.
56 kg czarnej złośnicy.
Pracuje, podróżuję, dużo czytam, selekcjonuje znajomości, jak nikt znam internety, chodzące źródło informacji na każdy najgłupszy i najdziwniejszy temat, pasjonatka gotowania, solidaryzująca się w weganami, jednak nie weganka. Miłośniczka tatuaży, rozmów do bladego świtu, dobrego techno, złośliwych komentarzy, otwartych umysłów i wody kokosowej.
Od niedawna żyjąca z Panem Orzechem, pluszakowatym czworonogiem, w Warszawie.
Kobieca kobieta z duszą wojownika, ćwicząca muaythai, raczkująca w submission i mma, tańcu na rurze, biegam, saunuje i kocham dbać o ciało i umysł.
Do tej pory moja dieta opierała się na owocach, warzywach, kaszach oraz nasionach. Około 1500 kcal, w proporcjach 30% białka, 15% tłuszczy, 55% węglowodanów. Żeby to osiągać na diecie wegańskiej suplementowałam białko z brązowego ryżu, konopii, grochu, soji. Dodatkowo suplementowałam wszystkie witamini i minerały, w szczególności B12 i D zimą, oraz BCAA do wspomagania regeneracji potreningowej.
Oto ja, w bardzo dużym skrócie JA.
Do pisania bloga zabrałam się tylko z jednego powodu.
Otóż od dziś rozpoczynam moją przygodę z Soylentem.
Krótko o Soylencie i jego założeniach:
Soylent to syntetyczny substytut pożywienia, dopuszczony do obrotu przez amerykańską agencję ds. żywienia. W bardzo dużym skrócie proszek ten posiada wszystkie składniki odżywcze, mineralne oraz witaminy potrzebne mojemu organizmowi do funkcjonowania. Wystarczy rozrobić go z woda/mlekiem i wypić a nasze uczucie głodu zostanie zaspokojone.
A więc czas start, zobaczmy jak Soylent sprawdza się w codziennym życiu, i co powie moje ciało po tygodniu na diecie półpłynnej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz