sobota, 7 marca 2015

Życie na Soylencie

Ja, Emilia.
158 cm wzrostu.
56 kg czarnej złośnicy.
Pracuje, podróżuję, dużo czytam, selekcjonuje znajomości, jak nikt znam internety, chodzące źródło informacji na każdy najgłupszy i najdziwniejszy temat, pasjonatka gotowania, solidaryzująca się w weganami, jednak nie weganka. Miłośniczka tatuaży, rozmów do bladego świtu, dobrego techno, złośliwych komentarzy, otwartych umysłów i wody kokosowej.
Od niedawna żyjąca z Panem Orzechem, pluszakowatym czworonogiem, w Warszawie.
Kobieca kobieta z duszą wojownika, ćwicząca muaythai, raczkująca w submission i mma, tańcu na rurze, biegam, saunuje i kocham dbać o ciało i umysł.
Do tej pory moja dieta opierała się na owocach, warzywach, kaszach oraz nasionach. Około 1500 kcal, w proporcjach 30% białka, 15% tłuszczy, 55% węglowodanów. Żeby to osiągać na diecie wegańskiej suplementowałam białko z brązowego ryżu, konopii, grochu, soji. Dodatkowo suplementowałam wszystkie witamini i minerały, w szczególności B12 i D zimą, oraz BCAA do wspomagania regeneracji potreningowej.
Oto ja, w bardzo dużym skrócie JA.
Do pisania bloga zabrałam się tylko z jednego powodu. 
Otóż od dziś rozpoczynam moją przygodę z Soylentem. 
Krótko o Soylencie i jego założeniach:
Soylent to syntetyczny substytut pożywienia, dopuszczony do obrotu przez amerykańską agencję ds. żywienia. W bardzo dużym skrócie proszek ten posiada wszystkie składniki odżywcze, mineralne oraz witaminy potrzebne mojemu organizmowi do funkcjonowania. Wystarczy rozrobić go z woda/mlekiem i wypić a nasze uczucie głodu zostanie zaspokojone.
A więc czas start, zobaczmy jak Soylent sprawdza się w codziennym życiu, i co powie moje ciało po tygodniu na diecie półpłynnej.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz